Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: Poprzednia 1 2
Na "jaśnie pani" omal nie wybuchła śmiechem. Historia była o tyleż wciągająca ileż pobudzająca wyobraźnię. Jedyne słowo psujące lekko nastrój brzmiało "skarlałe".
Co jest złego w metrze sześćdziesiąt parę?
Miała na końcu języka ciętą odzywkę ale przerwał jej dzbanek. Dzbanek rozwalający się na głowie. Głowie osoby z tyłu.
Potem Ofirczyk i Eld zadziałali wyjątkowo zgodnie pytając co się dzieje.
Skąd ja mam to wiedzieć? Jestem czarownicą nie absolutem.
Przesunęła wzrokiem po Pudrusiu, bracie i karczmie po czym stwierdziła spokojnie ze wzruszeniem ramion:
Jebło. Nie wiem co, ale jebło. Wyjątkowo to nie ja.
Czemu Ofiryjski pacan patrzył na nią? Jeszcze nic nie zrobiła, z chęcią podpisałaby się pod tak pięknym kawałkiem chaosu, ale głównie dlatego, że nie był to jej kawałek chaosu przyszedł moment na bycie poważnym.
Pozostało jedno pytanie, które drzwi? Tamte ... - wskazała na drzwi prowadzące na zewnątrz karczmy - czy te? - wskazała na te za Ofirczykiem.
Mogę spróbować je otworzyć albo się stąd zabieramy Eld - spojrzała tęskno na drzwi za sb..
Ostatnio edytowany przez Mysza (Wed-Sep-2018 23:11:14)
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
-Twoja stara jest tak stara, że pamięta czasy, kiedy Stara Styria była jeszcze młoda! - ryknął jakiś jegomość tuż pod schodami.
Pomiędzy Wami, a wyjściem z karczmy działo się dużo. Czasem nie było wiadomo, o co chodzi, kto trzyma czyją stronę i w ogóle dlaczego. Część się prała dla zabawy, część stała. Jedno miejsce w całym pomieszczeniu było spokojne, poza Waszymi schodami.
Był to stolik, przy którym siedziała grupa kilku mężczyzn i dwóch kobiet, ten sam, od którego wstał mężczyzna, zaczepiający elfkę o lekarza i chorobę. Jedynie, co robili, to osłaniali stół, odpychając losowo latających gości oraz dorzucali komentarze, podjudzające okoliczne bójki. Kobieta, schowana za kuflami, nie była wyraźnie widoczna, ale jej poza nie zmieniła się, od kiedy ostatnio na nią patrzyliście. W ogóle była raczej nieruchomo.
Wówczas zza Waszych pleców usłyszeliście wrzask.
Dobiegał zza drzwi i chociaż był przytłumiony, był dość przeraźliwy, jakby kogoś obdzierali żywcem ze skóry.
Po chwili ciszy dobiegł jeszcze głośniejszy wrzask.
- LUTHIEN!
Eldaril
Dzban, chociaż rozbił się na Twojej głowie, nie uszkodził Ci skóry, słowem, nie krwawisz. Aaale boli.
laughs in MG's room
Offline
Usłyszał ja przyjaciel go woła.Przeraźliwy wrzask sprawił,że mina mu stężała po czym wpłynął na nią wyraz zimnej determinacji.Odwrócił się do drzwi i zaczął je szarpać chcąc za wszelką cenę otworzyć
-Co się gapicie jak ciele na malowane wrota,pomóżcie!-
Powiedział do swoich rozmówców nie zaniechując wcześniej podwziętych działań
Ostatnio edytowany przez Luthien (Wed-Sep-2018 23:50:20)
Offline
Bycie poważnym jest do kitu. Gdy jest się poważnym należy analizować sytuację. Tri tego nie lubiła, wolała tworzyć chaos niż go sprzątać ale życie lubi płakać figle. Raz jest to wzburzone morze, innym razem latające dzbanki.
Spojrzała krzywo na Ofirczyka szarpiącgo się z drzwiami. Nie uszedł jej uwadze fakt że obecnie drzwi ciągnął a nie pchał (jeśli pomyliłam strony, przepraszam)
Jej oczy zwężyły się niebezpiecznie.
Teraz chcesz otworzyć drzwi? To na mnie nie licz
Odwróciła od niego wzrok i analizując sytuację rzuciła:
Przecież czekasz na cieślę- rzuciła z przekąsem i dała drzwiom spokój.
są sprawy ważne i te magiczne
Westchnęła w duchu wyciągając z kaletki kredę, jakieś szaszetki i flet z worka. Na razie na schodach panował względny spokój. Przykuła spojrzenie na podejrzanym stole.
Nie lubię jak ktoś bawi się moim kosztem proszę państwa
Eld jak ktoś spróbuje mi przerwać - powiedziała rysując okrąg kredą -to mozesz mu przerwać połaczenie z mózgiem
Po czym usiadła po turecku w kręgu.
Nic nie nuciła, nic nie grała. Czarny instrument i saszetka z brzozą oraz bylicą leżały spokojnie w jej rękach. Słuchała ale nie tlumu, wrzasków i przekleństw. Sięgała sluchem dalej starając się usłyszeć melodię magii. Upewnić się co do źródła z którego pochodzi, choć miała na tym polu pewne podejrzenia. Poznać melodię czaru to jak poznać cel, zamiary i nastrój rzucającego. Nieda się zagrać tak samo, tej samej pieśni dwa razy.
Cel, nastrój, przygotowywanie, moc, charakter rzucajacego to wszystko zdradza muzyka magii.
A jeśli ktoś gra, można mu przeszkodzić, zagłuszyć, popszeszkadzac, zmusić do fałszu, a w najgorszym przypadku dowiedzieć się jak bardzo ma się przekichane.
(Zamiary)
Generalnie to chcę:
Zlokalizować źródło,
Ustalić rozmiar działań mocy: karczma, dzielnica, miasto?
Co to w sumie jest: zaklęcie czy też np mimiowolne promieniowanie czego jak artefakt (w sensie, to czar czy nie i tyle chyba, że jestem w stanie wiedzieć co to alejest tu małe szanse)
Poznać charakter tej mocy: czy to bawiacy się psotniś, berserk na wkurwie, czy zimny wiedzacy czego chce zawodowiec
Czy jest jakaś możliwość:
Pokierowania tą mocą, uspokojenia jej, albo jeśli to zaklęcie przejecia go.
Większość motywuje tym że muzyka przenosi pewne indormacje o rzucajacym i zakładam że czarownice są to w stanie wyczuć bo doswiadczenie,
Ostanie myślę że też da się wyczuć różnice w sile, jeśli to druga wredna czarownica to można próbować, jeśli np yyy bóg to "no, nope".
Co jeszcze, raczej nie używam magii więc w teorii nie powinno to na mnie zwrócić mocno uwagii, jeszcze ale też jakoś nie kryje się z tym co robię skoro usiadłam jak stałam \_(^~^)_/
Ostatnio edytowany przez Mysza (Thu-Sep-2018 18:32:26)
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
Starzec, z tego, co widać było, ciągle siedział w swoim kącie, oparty o ścianę, zamiast o oparcie. Jego głowa była na poziomie stołu, aby nie dostał w łeb przypadkowym ciosem. Coś mówił, ale nie było go słychać.
Z kolei karczmarz ratował, co się dało, podobnie jego pracownicy.
Poza tym, panował chaos. Ludzie zaczęli sobie wypominać różne żale, jakie do siebie mieli. Natężenie emocji w okolicy wzrosło, część osób po prostu przestała się kontrolować. Mała anarchia wpadła do tej karczmy, przestawiając myślenie.
Stoły nie pełniły swoich funkcji. Część była przewrócona, niektóre roztrzaskane, inne służyły do rzucania ludzi na nie, jeszcze inne były wykorzystywane, żeby zyskać przewagę wzrostu nad przeciwnikiem.
A przeciwnikiem był każdy dla każdego. Nieliczne osoby, które zdołały się powstrzymać, chyłkiem uciekły z karczmy.
Na zewnątrz nie przestawało padać. Można w sumie stwierdzić, że nad wodą z pewnością szalał sztorm, mroczny, ponury, przynoszący rozpaczliwe powiewy wiatru, jakby zwiastujące jakąś grozę.
Gdzieś, przy którymś stole, odkryto Styryjczyka. Dalej siedziały elfy z Aenthil, w najdalszym rogu, patrząc z politowaniem na rozpierdol. Jeden z nich się bił, reszta zbierała się do wyjścia.
Luthien
Szarpałeś za drzwi, w którymś momencie te niespodziewanie puściły, popychając Cię tak, że spadłeś do połowy schodów. Na szczęście nic Ci się nie stało, dwójce elfów Talsoi również, natomiast w drzwiach ujrzałeś bardzo nieszczęśliwego i nieco zakrwawionego Aureliusa. Ewidentnie ten próbował wytrzeć krew, nie byłeś pewny, czy jego własną, czy kogoś innego, ale mu to nie wyszło. Połowę włosów miał uwaloną, drugą mokrą, jeszcze od deszczu, widziałeś też, że bok jego szyi i niemal szaty są zakrwawione. O dziwo, trzymał się na nogach, ale wyglądał, jakby był w Aenthil, kiedy zmutowała Tavar.
Aurelius
Podtoczyłeś się do drzwi. Wyjęcie sztyletu nie było proste, ale ostatecznie Ci się to udało. W tym momencie ktoś szarpnął drzwi z zewnątrz i najwyraźniej się nie spodziewał, że tak łatwo ustąpią. Usłyszałeś dźwięk spadającego człowieka po schodach.
Drzwi odsłoniły Ci istne piekło. Jakim cudem wcześniej nie zauważyłeś tego rozpierdolu, trudno było stwierdzić. Tymczasem spadającym człowiekiem okazał się Luthien. Ominął w locie elfkę, kombinującą jakiś rytuał i drugiego, stojącego, gotowego do ataku elfa.
Eldaril
Rozglądając się i pilnując siostry, zobaczyłeś przelatującego koło Ciebie w dół Ofiryjczyka, któremu drzwi się otworzyły zbyt nagle przed nosem. W drzwiach, z drugiej strony, ujrzałeś jego kumpla.
Był to wysoki, jasnowłosy młodzieniec, klasycznie zbudowany, o ładnych, prostych rysach twarzy i niemożliwym przerażeniu na niej. Był lekko zakrwawiony na głowie i szyi, poza tym, większych uszkodzeń brak. Dyszał i patrzył na to, co się dzieje, szukając pomocy. Korytarz za nim był rozpieprzony.
Po chwili przeniosłeś wzrok na karczmę.
Stolik, przy którym był spokój, jednocześnie się odwrócił, wszystkie siedem par oczu niemal jednocześnie się przesunęło po kręgu Tri i spoczęło na niej, wliczając w to tajemniczą kobietę, kryjącą się za kuflami. Następnie ona właśnie coś powiedziała, na co ręce reszty ekipy powędrowały do pasów. Dostrzegłeś u jednego z nich, przez ułamek sekundy, specyficzne ostrze. Było nietypowego kształtu, bardzo smukłe i lekko wygięte, w kolorze białym. Następnie broń zafalowała i zamieniła się w prosty, wergundzki miecz.
Triorchin
Muzyka....Słuchałaś muzyki wrzasków, brzęku, spadających Ofiryjczyków po schodach, starając się wychwycić to, co dla większości nieuchwytne. To, czego zwykle nie słychać. To, co jest wszechobecne, ale niezauważalne dla tych, którzy nie są wyczuleni.
Maenas.
Jej melodie są różne, różnorodne. Piękne.
Od razu wyczułaś, kto gra Maenas. Wszystkie jej dźwięki rozchodziły się promieniście od kobiety, siedzącej przy spokojnym stole, która się nie ruszała. Jej melodia, pewna, sprawna, gładko przechodziła przez powietrze w karczmie..i tylko w karczmie. Przynajmniej dalej rozchodziła się nieintencjonalnie. Co więcej, poza niezwykłą biegłością i płynnością melodii wyczułaś jej złożoność. To z pewnością nie było zaklęcie, którego tony są lżejsze i cieplejsze. Bynajmniej amulet...
Słyszałaś taką melodię już wiele razy. Najbardziej podstawowe rytmy, tony, wydźwięk były uderzająco podobne do magii życia. Tylko ona działała tak pulsacyjnie, emocjonalnie, ale jednocześnie spokojnie, rytmicznie...żywo. Chociaż ta moc tutaj, choć podobna, różniła się na tyle, że już wiedziałaś, z czym masz do czynienia...
Słuchając Maenas, wysłyszałaś parę innych tonów, które między sobą były identyczne, ale różniły się od głównej melodii, chociaż nie rytmem i tonem. Ten też był podobny do głównego zaklęcia... A te melodie proste, powtarzalne. Amulety.
Coś, co na pewno dałaś radę wyczuć, bo słychać było to w sposobie tkania Maenas...to nie było granie, jakie potrafi opanować człowiek. Było w tym rytmie coś dzikiego, szalonego, lekko niepokojącego. Niczym strumień, pędzący pod ziemią, w którego nurt można wpaść i już się nie wynurzyć. Jakaś świadomość, coś nietypowego, co rzadko jest spotykane na tej ziemi...
Czułaś, że tworzona muzyka bawi się z muzyką, jaką wydają ludzkie umysły i emocje. Bawi się, spiera, zmienia, zwiększa, dodaje tempa, gra. Gra. Dobre określenie.
Gra.
Zapatrzyłaś się w muzykę, podziwiając sprawność, z jaką kobieta grała, patrząc na wzory i słuchając tonów. Po chwili gra się nagle skończyła, urwała w połowie, zostawiając Cię. Maenas została, podobnie wzburzona, jak wcześniej, wszyscy dalej mieli ją w sobie, grającą kakofonię dźwięków, mieszających się w sposób niekontrolowany. To już nie była harmonia, ale zwyczajny chaos.
Siedem tonów, wydawanych przez jakieś amulety, nie przestało grać.
Siedem osób, siedzących przy stole, wliczając czarującą kobietę, synchronicznie spojrzało na Ciebie. Ona przestała grać. Ich spojrzenia nie wyrażały nic konkretnego, może parę złośliwych błysków w czyiś oczach. Ktoś coś powiedział, ręce siódemki powędrowały do pasów, a potem zaczęli się podnosić i zbierać do wyjścia, odpychając losowych, wpadających na nich ludzi.
laughs in MG's room
Offline
Muzyka Meneas była równie piękna co przerażająca. Ta sprawność gry a przede wszystkim ta skuteczność. Zmierzyła wzrokiem siedem postaci. Nieprzyjemne przypuszczenia zaczęły kłębić jej się w głowie. O cokolwiek chodziło było to zbyt poważne by chciała w to mieszać siebie czy brata. Na wspomnienie zaklęcia ciarki przeszły jej po plecach a jej ręka puszczając saszetkę z ziołami powędrowała w stronę kaletki. Zatrzymała ją jednak w połowie drogi i spojrzała na Elda. Był cały, na razie. Ona też. Więc nie ma się co w to pakować. Wstrząsnęła głową. Koniec zabawy na dziś.
Dopiero teraz przesunęła wzrok na Pudrusia poniżej, później drugiego Ofirczyka za jej plecami.
no może jeszcze odrobina nie zaszkodzi
- Tak wielki i chwalebny, że aż schody nie czują się godne byś na nich stał - rzuciła kwaśno w stronę Pudrusia - A ty Amorek nie strasz ludzi. Chociaż z twoją twarzyczką to będzie trudne, najlepsza kurwa z Birki mogła by ci pozazdrościć
Nawet kpiny nie były w stanie rozwiązać drobnego węzła niepokoju na wysokości jej żołądka. Próbowała by sobie wmówić, że to zatrute piwo karczmarza ale doskonale zdawała sobie sprawę, że nie w nim tkwi problem. Obrzuciła zbierający się do wyjścia stół, który z powodzeniem wpłynął na całą karczmę. Powstrzymała przekleństwo nim wyszło jej przez usta.
... - wszystkie zmysły mówiły jej jedno "nie drażnij bo oberwiesz po łapach".
Wrzuciła wyjęte przedmioty do wora i zarzuciła go na ramię.
-Eld - zawołała brata wstając - czas się zbierać, zabieramy rzeczy z pokoju i wychodzimy oknem. Nic tu po nas. Znajdziemy inną karczmę. Wam też to radzę - ostatnie skierowała do Ofirczyków. Porzuciła kpiący ton. Skoro nie pomagało, to nie pomagało.
Mleh Potrzebuje czegoś mocnego. Byle stąd wyjść.
Odwróciła się sprężyście i ruszyła w stronę rozwalonego korytarza. Na widok zniszczeń za drzwiami podniosła brew i przejechała wzrokiem po rozhisteryzowanym blondynie w drzwiach. Wyjęła ziołową saszetkę z wewnętrznej kieszeni kaftana i z poklepaniem po ramieniu rzuciła ją mężczyźnie. Gest uznania za bajzel. W wyobraźni już widziała minę karczmarza.
Dobrze mu tak, niebiosa pokarały do za rozwadnianie piwa jak nic
-Zaparzyć i przepłukać pomaga na smak w ustach
Wyjaśniła sucho. Mięta, bylica i rumianek. Żadne wielce magiczne zioła ale skuteczne na żołądek i posmak wymiocin w gębie.
Ostatnio edytowany przez Mysza (Sat-Sep-2018 18:03:22)
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
Widząc jak Ofirczyk odlatuje od drzwi Eld zrobił mały krok w bok, żeby uniknąć przypadkowego spotkaniem z lecącym człowiekiem. Nie planował go łapać. Od razu spojrzenie elfa przeniosło się na drzwi i postać w nich stojąca. Może i był lekko pokrwawiony, ale stał. Korytarz za nim był ciekawszym widokiem. Rozpieprzony był jakby przeszedł po nim sztorm o sile pokroju 8. I to wszystko zasługa tego Ofirczyka? Całkiem nieźle...
Potem Eldaril wrócił do obserwowania karczmy i pilnowania siostry.
Od razu jego spojrzenie spoczęło na spokojnym stoliku niedaleko. Był to akurat moment kiedy cała grupa spojrzała na krąg Tri, a potem na nią. Wyglądało to conajmniej niepokojąco. Elf odruchowo położył dłoń na rękojeści kordelasa. Był gotów w każdej chwili dobyć broni i walczyć z całą grupą, byleby chronić Tri. Dziwne ostrze, które Eld zauważył przy jednym z nich też nie napawało optymizmem. A może to było tylko przewidzenie? Przecież teraz trzymał wergundzki miecz.
Widząc, że dziwna grupka nie idzie w ich stronę Eldaril powoli opuścił rękę, ale dalej zastanawiało go to ostrze. Tamten mężczyzna faktycznie był posiadaczem jakiegoś ostrza, które zmieniało kształt czy tylko mu się wydawało? Z zamyślenia wyrwała go siostra.
- Tiaa, spadajmy stąd. Napijmy się czegoś lepszego niż to rozcieńczone piwo. - Odparł cały czas patrząc na wychodząca grupę. - Przy okazji trzeba obgadać co tu się właśnie odpierdoliło, ale najpierw nasz sprzęt. Napiłbym się rumu... Czemu nie mamy rumu? - Ostatnie słowa powiedział już bardziej do siebie niż do osób na około, ale wyraźnie było słychać w nich smutek.
Zaraz po tym ruszył energicznie w stronę rozwalonego korytarza. Widząc dokładnie skalę zniszczeń gwizdnął cicho. Aż chciał wiedzieć co ten Ofirczyk tu robił. Mimo to ruszył powoli w stronę pokoi jednocześnie odwracając się do siostry - Idziesz?
Offline
Gdy drzwi puściły,świat wywrócił się do góry nogami.Chya nie do końca pomyślał w tej sytuacji.I ta elfka ....Miał serdecznie dość jej pewności siebie.Jeszcze zobaczy do czego "Pudruś" jest zdolny.Lecz to plan na przyszłość.Przypadł do Aureliusa.Zamknął za nimi drzwi i wybrał pierwszy lepszy wolny pokój.Położył tam Aureliusa i zaczął oczyszczać to starannie z krwi.
-Jak skończę zbieramy się.Nie ma czasu do stracenia-
Skończywszy podszedł do okna w celu wyjścia przez nie
Offline
Gdy Aurelius został dokładnie wyczyszczony przez przyjaciela, zszarpnął z siebie luthienowy płaszcz i ponownie wcisnął materiał w ręce mężczyzny. Na całe szczęście dojrzał na wieszaku obok drzwi cienkie okrycie, które bez wahania zabrał dla siebie. Dopiero teraz był w stanie racjonalnie myśleć. Dopiero teraz dotarło do niego, co działo się na korytarzu. Poprawił jasne kosmyki, które irytująco lepiły się do jego czoła oraz policzków, po czym ruszył za towarzyszem w stronę okna. Sakiewkę woniącą ziołami cisnął pogardliwie w kąt pokoju, krzywiąc się na wspomienie faktu, iż tamtej bezczelnej ostrouchej w ogóle przyszło do głowy przyrównanie go do liryzyjskiej kurwy. Natychmiast w jego umyśle pojawiła się słodka wizja tej samej elfki, jedynie pozbawionej życia, dokładnie tak samo jak kończyła znaczna część klientów Luthiena i Aureliusa. Gdyby nie ten beznadziejny lęk, z chęcią rozpłatałby jej gardło i przyglądał się, jak kobieta dławi się własną krwią. Na samą myśl jego porcelanowe policzki zrobiły się bledsze, a dłonie drgnęły niespokojnie. Wdech, wydech. Już jest w porządku.
- Chodźmy - rzucił oschle, pomógł przyjacielowi w otwarciu okna, po czym pierwszy usiadł na jego brzegu i zeskoczył na ziemię, uważając, by przy tym nie zahaczyć o nic lutnią.
Offline
Patrząc na działania Ofirczyków wzruszyła tylko ramionami. Spojrzała na dłoń ... cała we krwii.
Ciekawe czy to jego
Szybkim ruchem wytarła rękę w kawałek płótna i wyrzuciła do kaletki przy pasie. Sprawdzi później.
Ruszyła za bratem do pokoju gotowa zabrać płaszcz i opuścić to przeklęte miejsce z gracją wyskakując przez okno. A potem udać się na poszukiwania pożądanego napitku byle dalej od dwójki przejezdnych i psionicznego bajzlu. W drzwiach zamarła.
(Czekam na opis pokoju)
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
Triorchin & Eldaril
Ze strony karczmy, a właściwie od wychodzącej grupy, dało się słyszeć zimny, pełen złośliwości śmiech. Dość wspomnieć, że bez problemu się przebijali przez tłum, odrzucając na boki zawadzające istoty.
W drzwiach, gdzie stał Ofiryjczyk, był roztrzaskany wazon i lekko mokra podłoga.
Korytarz był w stanie, nazwijmy to, jeszcze znośnym. W miarę równy dywan. Tylko lekko poprzestawiana waza i ława.
Pootwierane bądź pozatrzaskiwane drzwi. Ujdzie.
Drzwi do Waszego pokoju były zamknięte. Kiedy weszliście, nie tego się spodziewaliście.
Gdyby jeszcze był tu burdel, to może. Gdyby wszystko stało na głowie.
Ale to nie był burdel.
To było arcydzieło spierdolenia.
Na środku pokoju stały trzy meble - wielka szafa, średnie łóżko i małe krzesło. Chociaż słowo "stały" jest nieadekwatne.
Każde z tych mebli opierało się o dwa pozostałe i każde stało na ziemi tylko jedną nogą z czterech. Figura była otoczona kręgiem z mąki, a najbliżej Was na ziemi leżał kolejny, strzaskany wazon.
J a k to stało, nie mieliście pojęcia. Ale stało. Tak w miarę stabilnie. Jeszcze.
I dopiero wtedy Tri zauważyła, że na szczycie tej konstrukcji, na wierzchu szafy, leży jej płaszcz. Dokładnie poza zasięgiem.
W korytyarzu skrzypnęły drzwi.
Luthien & Aurelius
Byliście tym razem w pokoju z lewej strony korytarza, w dodatku należącym do jakiejś damy, sądząc po sukience.
Tutaj wszystko było do góry nogami. Po prostu. Każdy mebel został skrupulatnie odwrócony. Na szczęście, nic nie było przyklejone do sufitu.
Kiedy Luthien sięgnął po odwrócony kufel, żeby nalać do niego wody i z niego obmywać Aureliusa, woda znienacka chlusnęła, oblewając mu spodnie. Okazało się, że najwyraźniej wszystko zostało odwrócone do gry nogami wraz z zawartością, w tym przypadku, na szczęście, z wodą, a nie klejącym winem czy piwem.
Wycieranie z krwi kolegi, znowu, wiązało się z delikatną stratą czasu i małą irytacją. Kolejny płaszcz był do wymiany.
Okno wychodziło na delikatnie spadający, ale płaski dach, który przykrywał przód karczmy. Bez problemu zeszliście na niego, prosto w ulewę.
Tak, nie przestało padać. Niestety.
Przed Wami, parę metrów do przodu i w dół zapewne była ulica.
Po bokach, w pewnej odległości, oczywiście, były inne dachy. W powietrzu niósł się zapach soli i wiatru. Zapach morza.
buahaha ha
laughs in MG's room
Offline
Widok futurystycznej figury meblowego pochodzenia zatrzymał ją w drzwiach.
-że to nie jebło - stwierdziła cicho krytycznie obserwując krąg.
- Eld... ten Amorek może mieć więcej zdolności niż ładna buźka. Pilnuj drzwi, sprawdzę czy cokolwiek tu robił, jeszcze działa... Ale mąka? To przestarzała metoda
Nie zakładała ataku na nich, to głupi pomysł bo przed spotkanime na schodach się nie znali. Nie wygladali na typowych łowców nagród, choć budowanie dziwnych prawdopodobnie magicznych konstrukcji z mebli nie jest standandową techniką pojmań przestępców. Spojrzała krzywo na swój płaszcz. Nie był szczególnie cenny ale na dworze wieje i pada, a ona choć do wody przyzwyczajona wolała sb oszczędzić suszenia kaftanu.
Marudzac pod nosem narysowała krag styczny z mącznym chcąc powtórzyć stuczkę z wcześniej.
(I tak oto stałam się wykrywaczem magii:
Chce sprawdzić czy magia nadal jest w kregu czy to tylko pusta wydmuszka, jeżeli zakrecie jest aktywne lub pozostaly jego pozostałości to co ono robi)
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
Wylądował miękko, rozchlapując wokół siebie błoto i w duchu dziękując, że skórzane kozaki sięgały mu niemal do kolan. Jeszcze tego tylko brakowało, aby ten właśnie muł znalazł się w jego butach, plaszczącym dźwiękiem oraz wybitnie nieprzyjemnym uczuciem przypominając o sobie za każdym razem, gdy Ofirczyk stawiał stopę na grząskiej ziemi. Grajek zrobił parę kroków, żeby zrobić miejsce Luthienowi, a jednocześnie nie zostać przez niego ubrudzonym. Nałożył kaptur na głowę, poprawił płaszcz w ten sposób, by dokładnie zakrywał instrument, po czym zwrócił się do swojego przyjaciela, który dopiero co zeskoczył z dachu:
- To co teraz robimy? Duch nam uciekł, do karczmy nie wrócimy, a jeśli dalej będziemy szwendać się bez celu po okolicy, moja lutnia zwilgotnieje. Możemy pójść główną drogą i porozglądać się za oberżą, która nie będzie jednym wielkim burdelem - mówiąc to, posłał wymowne spojrzenie w kierunku drzwi wejściowych, zza których dobiegały odgłosy walki, wzajemnego przekrzykiwania się oraz soczystych przekleństw. Zanotował w głowie, aby nigdy więcej się tam nie znaleźć, choćby miał to być przypadek. - To nie musi być nawet oberża. Cokolwiek, co ma dach. Muszę załatwić parę rzeczy, a element wody jedynie mi w tym przeszkodzi. Chyba że masz jakiś lepszy pomysł.
Skrzyżował ramiona na piersiach, wpatrując się wyczekująco w mężczyznę. Teoretycznie mogli poszukać nowej roboty, ale gdyby Luthien to zaproponował, blondyn najpewniej zdzieliłby go i warknął, że ma dość pracy na dzisiaj. Mógł się założyć, że obaj byli wystarczająco zmęczeni, żeby być w stanie myśleć już teraz jedynie o cieple ogniska, butelce wina i ujmujących melodiach płynących z wnętrza bogato zdobionej lutni. Mimo wszystko Aurelius miał do wykonania przynajmniej jeden rytuał po dziejszym... polowaniu.
- Zacznijmy może od tego, że muszę się... - zaczął i w tym samym momencie uświadomił sobie, że zapomnieli jednego drobnego szczegółu. Szczególiku. Aż zaniemówił na krótką chwilę, przetwarzając to, co właśnie do niego dotarło. Uderzył się otwartą dłonią w mokre od deszczu i potu czoło. - Luth. Kurwa. Ciało. Wracamy tam. W tej chwili.
Nie czekał na reakcję towarzysza. Prychnął cicho na własną głupotę, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku, z którego tu przyszli. Jeżeli dalej tam leżał, Aurelius będzie miał z głowy już dwa problemy. Jeśli nie, zrobią się z nich trzy.
Offline
Strony: Poprzednia 1 2
[ Wygenerowano w 0.054 sekund, wykonano 9 zapytań - Pamięć użyta: 1.03 MB (Maksimum: 1.25 MB) ]