Nie jesteś zalogowany na forum.
W karczmie tej nocy był w miarę spokój. Pogoda nie zachęcała do spędzania czasu na zewnątrz, więc palacze zgromadzili się w jednym z kątów halli, pykając w swoje fajki. Dwójka talsoi prowadziła ożywioną rozmowę przy barze, jakiś krasnolud siedział w kącie ze swoimi ziomeczkami, było raczej cicho. Barman miał dobry dzień, dlatego napiwki sprzedawane były po pół ceny. Ostatnio dotarły dobre transporty do Birki i obroty wzrosły, miasto stawało się coraz bardziej bogate. W końcu nie na codzień odkrywa się tyle towarów na Zapołudniu, prawda?
-...bagna same, nic ciekawego…
-Nic, na czym można żyć…
-...kakaowce, tysiące kakaowców, niezły biznes można zbić…
Rozmowy się nie urywały, klientów było sporo. Kelnerka roznosiła piwo, licząc po cichu na to, że nie będzie żadnych bójek w dniu dzisiejszym. Na ścianach wciąż pozostawały ślady po ostatniej, kiedy to jakiś mag ognia został zaczepiony przez nieprzyjaznego Fiordyjczyka. Mieli szczęście, że budynek nie spłonął. Obaj panowie teraz studzili swoje temperamenty w lochach właściciela miasta, uprzednio zapłaciwszy za szkody na mieniu karczmie Błękitny Ognik.
Niewątpliwie jednak wzory płomieni na ścianach dodawały swojego klimatu. Zapach zdążył się już ulotnić, chociaż w niektórych miejscach dalej było czuć spalone drewno. Właściciel drapał się po głowie, kiedy delikatny powiew wiatru przeleciał przez nieszczelne drzwi i wniósł zapach deszczu.
-Może powinienem zmienić nazwę na “Płonąca Sosna”?
-Nie brzmi najgorzej - zgodził się brodaty starzec, siedzący w kącie. - Ale takie nazwy lubią powodować większe kłopoty. “Błękitny Ognik” ma już swoją sławę, a przez niedawne kłopoty ściąga tu tylko więcej ludzi.
-Masz rację…
Kufle, które właśnie stawiała kelnerka na barze, spadły na ziemię w brzęku szkła i rozbłyskach ostrych igieł, lecacych wszędzie wkoło. Czerwona twarz karczmarza nabrała wiśniowego odcienia.
-ILE RAZY….
Karczmarka rzuciła się do sprzątania, odgarniając kosmyki opadające na czoło. Wściekły mężczyzna wymamrotał jakiś komentarz, który utonął w ogólnym rozgardiaszu.
Wtedy drzwi do karczmy otworzyły się z hukiem i do środka wpadli dwaj przybysze w kapturach, wyglądający na nieźle zdyszanych. Sporo osób spojrzało się w ich kierunku, druga część zerkała na sprzątającą panienkę.
Z zewnątrz dobiegał dźwięk poważnej ulewy, który wspomagał fakt, że dwaj przybysze mieli na sobie jezioro wody. Jeden z nich miał lirę na plecach.
-A wejdźcie, wejdźcie - zaprosił ich karczmarz, któremu wściekłość nie zeszła jeszcze z twarzy. - To wypadek, nic się nie stało. - rzucił, patrząc na rozpierduchę na ziemi. Sięgnął wielką łapą po dwa kufle i postawił je na ladzie, po czym wyciągnął łapę po najbliższą butelkę. Ta jednak roztrzaskała się na ziemi, zanim zdążył ją złapać.
Zmarszczył brwi.
-Ależ ze mnie niezdara...sprzątnij to też, Nera.
Dziewczyna potrząsnęła głową i zbierała dalej szkło, inna barmanka podeszła do kontuaru i nalała do kufli.
Istoty w halli wróciły do swoich zajęć. W końcu to normalne, że ludzie wpadają i wypadają.
laughs in MG's room
Offline
I znowu coś nie wyszło.Nie znosił tego uczucia jak coś wymykało się mu między palcami.Tak jak ten chędożony duch.Po wejściu do karczmy poczuł rozkoszne ciepło bijące od paleniska.Wykorzystując zamieszanie powstałe na wskutek omyłki kelnerki przybrał na twarz jedną ze swoich masek.Maskę radosnego podróżnika rozkoszującego się tym czym się da i ktróremu przez myśl by nie przeleciało pozbawiać ludzi ich tak kruchego,nędznego i nic wartego życia.Bo liczy się to co pozostawiamy po sobie po śmierci.Jak sztuka.A o sztuce uwielbiał rozmawiać i sprzyjało mu to w udawaniu radosnego człowieka.
Szepną coś do swego przyjaciela po czym starranie zakryłwszy połami płaszcza zmarznięte dłonie zasiadł przy ladzie.Rozejrzał się dyskretnie po sali.Nic nadzwyczajnego.Ludzie po pracy,bez pracy,chcący zapomnieć,odpocząć,pośmiać się.Jego to nie obchodziło.
-Uhh co za ulewa.Przemokłem do suchej nitki-
Teatralnym gestem zatrząsł się z zimna by po chwili samemu z siebie się zacząć śmiać.Ujął kufel swoją zdrową ręką i wysączył kilka łyczków.
-Miła odmiana po podłych szczynach z jakichś wiejskich ruder-
Uśmiechnął się ciepło do karczmarza mimo iż nie pałał do niego jakąkolwiek sympatią.Większość ludzi swoim jestestwem go drażniło.Ten tutaj chyba nie przejmował się zbytnio tym,że przesiąknął zapachem swojej karczmy na wskroć.Nie mówiąc o tym,że krew napłynęła mu do twarzy jakby ktoś mu matkę zabił a po prostu dziewczynie coś nie poszło.Jak i jemu niejednokrotnie w życiu.Ale te przemyślenia musiał zachować na potem.
-Jakieś ciekawe rzeczy się ostatnio tu dzieją?-
Ostatnio edytowany przez Luthien (Wed-Sep-2018 22:28:45)
Offline
Gdy wpadł za swoim towarzyszem do środka, natychmiast rozejrzał się badawczo, co nie wyszło mu jakoś wyjątkowo dyskretnie. Teraz nie oglądał się już tylko za tym, po co tu przyszli - w momencie, gdy emocje po biegu już nieco opadły, poczuł, iż Luthien nie wytarł mu twarzy wystarczająco mocno (a może wytarł, jedynie zapach się jeszcze ostał), co sprawiło, że jego żołądek skręcił się paskudnie. Zaczął iść w kierunku dalszych stołów, mając nadzieję, aby w razie czego pod ręką znalazło się jakie wiadro, gdyby wątpliwie pożywne śniadanie postanowiło ujrzeć światło dzienne. Zbladł, czując, jak miękną mu kolana. Przeważnie wystarczył widok krwi, aby wzbudzić w nim przeraźliwą panikę, a po takim czymś...
O tempora, o mores! Gdyby tylko ten głupiec pomyślał odrobinę i choć raz w swych czynach wziął pod uwagę mnie. Choć raz, psiakrew!
Aurelius stawiał kolejne kroki wgłąb pomieszczenia, poszukując wzrokiem tylko sobie znanej rzeczy. Minął kelnerkę, całkowicie ją ignorując, i już chciał odwrócić się do swojego przyjaciela, gdy nie wytrzymał. Przyszło to zbyt szybko, żeby zdążył cokolwiek zrobić. Złapał się za brzeg stołu, zgiął wpół i zwymiotował prosto na drewnianą podłogę.
- Luth!... - zakaszlał, osuwając się na ławę. Nadal czuł ten zapach. Nadal miał wrażenie, że cały jest brudny. Świat wokół wirował, a serce jego biło stanowczo zbyt szybko. - Luth, potrzebuję wody...
Offline
-Psia jucha-
Zaklął siarczyście pod nosem i porzucając narazie rozmowę z karczmarzem znalazł szybko jakąś bezpańską szklanicę wody i podał mu.
-Przepraszam za kolegę.W drodze zjadł jakieś korzonki rosnące obok drogi.Nie przegotował ich tak głodny był.Tutaj,tyle powinno zadość uczynić szkodom-
Powiedział podając karczmarzowi kilka monet i wrócił do przyjaciela
-Lepiej?-
Offline
Chwycił szklankę, jednak zamarł z nią w ręku, jakby nie wiedząc, czy chce oblać sobie twarz, czy wypić zawartość naczynia duszkiem. Każda z opcji zdawała się być tak samo niepomocna. Najgorszym było to, że mężczyzna nie wiedział, co było prawdziwą przyczyną ataku paniki. Przecież chustka z pomocą deszczu musiała zmyć wszystko, a Luthien robił to już tyle razy, że bez problemu z przyzwyczajenia był w stanie pomóc uporać mu się z tego typu problemem. Chociaż jeśli... Spojrzał na swój płaszcz, którym dotąd był ciasno owinięty. Na samym brzegu materiału, tuż pod zapięciem, widniały dwie drobne plamki krwi. Aurelius zacisnął prędko powieki, jakimś cudem wstrzymując kolejną falę mdłości. Wodę odstawił na stół, po czym pośpiesznymi, nerwowymi ruchami zszarpnął z siebie materiał.
- Potrzebuję nowego płaszcza - oznajmił słabym głosem, wciskając ubranie w dłonie przyjaciela. - Twój jest czysty?
Offline
Wodziła palcem po krawędzi kufla. Miejsce na uboczu zapewniało jej wspaniały widok na show.
Cudowny chaos, a gdyby tak to podkręcić?
Jeszcze przez chwilę oglądała przybysza chwalącego się zawartością żołądka, oniemiałego karczmarza i resztę ferajny z zamyślonym uśmieszkiem chochlika na ustach. Po czym rzuciła się do marynarskiego worka który leżał u jej stóp. Nagły ruch wstrząsnął stołem. Odrobina cieczy wytrysnęła ze stojącego na nim szkła. Tri dorwała płótna i zaczęła przeszukiwać zgromadzone tam cudeńka.
- Nie to, nie to, to... też nie, no gdzie... - mamrotała pod nosem. - MAM CIĘ
Szybko zaciągnęła worek ukrywając pachnącą ziołami zawartość. Położyła na stole zaschnięty zielono-granatowy wieniec i roztarła ręce jak uliczny złodziejaszek. Ciasno spleciony wieniec był niewielki, zielono-brązowe zioło w towarzystwie niewielkich kiedyś niebiesko-fioletowych kwiatków.
-Ale będzie zabawa Eldaril - rzuciła do towarzysza z cwaniackim uśmieszkiem. Namierzyła wzrokiem cel po czym schyliła się znów tylko po to by pchnąć wieniec po podłodze pod krzesło bogom ducha winnego gościa tawerny. Rybaka, a może kiepsko prosperującego kupca ryb. Siedział nie daleko a zapach nieświeżego dorsza otaczał go gęstym kokonem. Gdy zioła znalazły się już na miejscu zamknęła oczy odcinając się od otoczenia i skupiając na melodii duetu. Psotliwa dwójka, melodia nieprzyjemna dla uszu, niemal odpychająca, nawołująca do zrzucenia zawartości żołądka... dosłownie. Kilka głębszych oddechów by pozostawić za sobą głośną tawernę i cichym nuceniem dołączyć do duetu roślin. Wzbudzić ich ukryte możliwości. Dźwięki powinny zginąć wśród szumu rozmów. Następnie wystarczy poczekać aż czar nabierze mocy i stworzyć jeszcze większy chaos.
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
-Tak,trzymaj-
Zdjął swój płaszcz i podał przyjacielowi.Jego przypadłość była badrdzo kłopotliwa.Na szczęście dało się przyzwyczaić.A kupno nowego płaszcza nie było dla nich problemem.Mieli dość pieniędzy z wystęwystępów.Odebrałwszy od niego brudny płaszcz schował go w torbie.Nie zauważył nic podwjejrzanego obecnie.
-Chodź.Usiądźmy i odpocznij-
Stwierdził i ruszył ku stolikowi w najdalszym rogu tawerny.Jego oczy przeskakiwały od osoby do osoby.Mimo,że był człowiekiem lubującym się wyłącznie towarzystwem swoim i Aureliusa to lubił obserwować ich.Ich zachowania,marzenia,sposób postrzegania świata.Wszyscy wydają się tacy podobni.Ale jest wiele odcieni szarości.I tego nie rozumiał e tych ludziach.Za grosz chęci wystawienia nosa poza swoje ograniczone horyzonty.*Prostacy*pomyślał po czym zasiadł przy stoliku
Offline
Drobne splamienie płaszcza nie musiało się wiązać z zakupem nowego; Luthien zarówno mógł użyć go zamiast własnego - w końcu czym były nieliczne krople krwi, które bez problemu dało się sprać - jak i odkazić na tyle, by Aurelius mógł na niego chociaż spojrzeć.
Młody mężczyzna wziął ubranie od przyjaciela, po czym obejrzał dokładnie. Pal licho, gdyby było zabłocone, śmierdzące czy podziurawione. Z tym wszystkim da się żyć. Dopiero gdy uznał, iż rzeczywiście nie jest splamione krwią w żadnym miejscu, zarzucił je sobie na ramiona i wstał. Po nudnościach nie pozostał żaden ślad oprócz nieprzyjemnego posmaku w ustach, którego szybko pozbył się paroma łykami wody ze szklanicy podanej mu wcześniej przez drugiego Ofirczyka. Ruszył wreszcie za towarzyszem, rzucając spojrzeniem jeszcze jeden, ostatni raz na miejsce, w którym ostatnio widział to, za czym tu przybiegli.
- Nie potrzebuję odpoczynku. Szkoda czasu, mamy robotę do dokończenia. - zmarszczył brwi, zirytowany faktem, iż musiał mu o tym przypominać. Zwłaszcza, że kwadrans wcześniej to on był poganiany przez Luthiena. Gdyby wtedy dał mu w spokoju robić swoje, nigdy by tu nie wylądowali. - Acti labores iucundi. Gdy skończymy, znajdziemy najlepsze wino w tym parszywym miejscu, wyciągniemy najpiękniejszy tomik poezji i zasiądziemy w cieple ogniska, nie przejmując się niczym innym.
Przeczesał palcami swoje jasne kosmyki, rozglądając się dokładniej po pomieszczeniu, a złote bransolety zabrzęczały cicho. Tego tylko brakowało, żeby zostali tutaj bez żadnego śladu i pojęcia, co zrobić dalej.
- A teraz wynośmy się stąd. Może znajdziemy coś na zewnątrz.
Offline
Dziewczyna, sprzątająca szkło, przesunęła się w okolice rozlanej wódki. Reszta klientów przestała zwracać uwagę na Luthiena. No, prawie wszyscy.
Karczmasz uśmiechnął się jowialnie.
-Oczywiście, szanowny Panie, jak nie w samej karczmie, to w Birce się dzieje! Ufam, iż Pan na bieżą...
Przerwał mu odgłos wymiotów. Krasnoludy, siedzące przy stole, na ławę koło którego osunął się Aurelius, spojrzały na mężczyznę z pogardliwym uniesieniem brwi. Karczmarz odwrócił wzrok od Luthiena i lekko zaniemówił, widząc wymiociny na swojej podłodze. Barmanki zgodnie wywróciły oczami, ta na podłodze jęknęła.
Szklanka wody, stojąca akurat na kontuarze, wyraźnie należała do kogoś, kto już opuścił karczmę - znajdowała się w stosie rzeczy do umycia. Młody Ofiryjczyk siedział przy ławie oddalonej o trzy metry od swojego towarzysza.
Karczmarz nie mógł poczerwienieć bardziej, zatem tylko skinął głową w reakcji na słowa nowoprzybyłego.
-A.. Tak... Rozumiem... - wyjąkał, łapiąc zgrabnie rzucone mu monety. Potrząsnął głową i machnął ręką na resztę obsługi, nakazując im się ruszyć. Sam się naburmuszył i obserwował rozwój sytuacji.
Tymczasem już więcej par oczu spoczywało na dwóch przybyszach. Starzec w kącie z wielkim uśmiechem na ustach wypił kolejny łyk kremowego piwa. Dwójka Talsoi przy kontuarze z chytrymi uśmiechami raczyła się drinkami, zerkając na wszystkie strony.
Aurelius zdjął z siebie płaszcz i wepchnął go gwałtownie w ręce przyjaciela.
Stolik dalej pusta ława z hukiem uderzyła o ziemię. Powiew wiatru powędrował w kierunku schodów na piętrze.
Leo, widzisz niebieską poświatę. Mysza - czujesz coś znowu .
Wówczas wieniec wylądował niezauważenie pod krzesłem niczego nie spodziewającego się młodzieńca, zabawiającego się ze znajomymi. Ewidentnie pracowali na codzień w porcie, a teraz zawędrowali odpocząć do karczmy.
Cicha melodia, nucona przez elfkę, utonęła w tłumie. Na górze huknęły drzwi.
Wtedy właśnie czar zadziałał. Ofiara żartu znienacka zgięła się w pół i chlusnęła zawartością swojego żołądka na swojego, niczego nie spodziewającego się, towarzysza.
-Co Ty...?! -wrzasnął rudy, obrzygany facet. Jednocześnie wydała z siebie cichy krzyk elfka, siedząca przy kontuarze.
-Zaraza!
Starzec w kącie jęknął.
-Raczej trucicielstwo! Gajuszu, miałeś już z tym skończyć!
W międzyczasie dwójka Ofiryjczyków wyniosła się na koniec halli. Do góry trzasnęły drugie drzwi.
-Co ty pieprzysz... -warknął podirytowany karczmarz. - Wódka na mózg Ci padła? Karo. - dodał, słysząc kolejny huk z góry. -Idź sprawdzić, kto tak hałasuje, a następnie go wyrzuć z pokoju.
laughs in MG's room
Offline
Elf powoli sączył piwo ze swojego kufla jednocześnie obserwując co się dzieje w pomieszczeniu. Jego uwadze nie uszedł fakt, że Tri szuka czego w swoich rzeczach, potem jakiś wieniec trafia pod krzesło rybaka, a ten zaczyna zwracać wszystko co zjadł tego dnia. Miał pewne podejrzenie, że ktoś mógł mu w tym pomóc.
Dopił zawartość kufla i zostawił go w zasięgu ręki. Jednocześnie sprawdził czy jego nóż i kordelas są na swoich miejscach. Jeśli zacznie się typowa karczemna bójka będzie miał kufel, jeśli w ruch pójdzie broń to też będzie gotowy. Obserwował co się stanie z biednym celem ataku jego towarzyszki.
Widząc, że nikt nie zaczął podejrzewać ich za ten nagły atak wymiotów Eldaril rozsiadł się wygodnie z szerokim uśmiechem. - Znowu wymioty? Aż jestem ciekawy czy wyjdzie z tego coś ciekawszego niż zdenerwowany rudzielec. - Rzucił cicho patrząc na obrzyganą postać. Miał cichą nadzieję, że jednak będzie bójka. Zawsze to jakaś rozrywka, a nie tylko nudne siedzenie i picie.
- Ciekawe co to za trzaski? - Mruknął patrząc na schody prowadzące na górę. Korciło go żeby tam pójść i to sprawdzić, ale jeśli zacznie się bójka tutaj to trzeba będzie pilnować siostry. No i trzeba się ruszyć.
Elf jeszcze raz poprawił się na krześle i czekał.
Offline
Dziwne uczucie zmniejszyło uczucie triumfu z udanego psikusa. Podziwiała przez chwilę bałagan ze zmarszczonymi brwiami. Zignorowała brata.
Jak to znowu wymioty? Nie użyłam tego od... dawna - pomyślała jedynie przewracając oczami.
Już miała rzucić jakiś błyskotliwy tekst gdy trzaski na górze zwróciły przykuły jej uwagę. Jednym ruchem dopiła zawartość kufla i wstała.
- Zaczyna się robić ciekawie, idzieesszz? - spytała doskonale znając odpowiedź. Pewnie ruszyła w stronę schodów.
Gratulacje dla drugiego psotnisia, zwrócił jej uwagę. Teraz tylko pytanie jak to się dla niego skończy.
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
Gdy ława z głuchym hukiem upadła na podłogę, Aurelius natychmiast zareagował. Co innego, gdyby wywrócił ją któryś z pijaków. Wtedy nawet nie uraczyłby ich swym zimnym, pogardliwym wzrokiem. W tym momencie natomiast sprawa była ważna. No, może nie jakoś wybitnie, ale parę monet zawsze się przyda, a gdy zawalą sprawę, nawet dobrego wina na pocieszenie nie będą mogli sobie kupić. Teoretycznie. Spojrzenie Ofirczyka pomknęło w górę schodów za smugą. W jednej sekundzie obrócił się i warknął do przyjaciela:
- Zmieniłem zdanie, weź nam pokój. - po czym rzucił się w stronę znikającej mgiełki, zanim Kara zdążyła w ogóle jakkolwiek zareagować na polecenie oberżysty. Wbiegł po drewnianych, protestujących pod jego ciężarem stopniach, skupiając wszystkie swoje zmysły, aby być w stanie jak najlepiej wyczuć tego cholernika. Jeszcze go zmusi do gadania.
Skierował się ku drzwiom, które zdawały mu się być źródłem drugiego trzaśnięcia. Oby nie uciekł przez okno, inaczej na pewno go stracą...
Offline
Już prawie się rozwaliwszy na krześle westchnął.
-Jak coś krzycz-
Wstał od stolika i podszedł z powrotem do lady przybierając ponownie maskę życzliwego człowieka.Bawiło go w jak łatwy sposób ludzie wierzyli mimice twarzy,intonacji i słowom,którymi przecież tak łatwo jest manipulować.Mimo,że go to zastanawiało nie narzekał zbytnio na to.Jemu jedynie to ułatwiało pracę.Uśmiechnął się skruszony do karczmarza
-Jeszcze raz bardzo przepraszam za kłopot.Kolega ma wrażliwy żołądek.Zresztą nie tylko on z tu obecnych-
Zaśmiał się w życzliwy sposób mając na myśli chłopaka,który zwymiotował.
-W każdym razie chciałbym wynająć pokój na jedną noc byśmy mogli odpocząć.W zamian moglibyśmy potem umilić gościom pobyt tutaj jakimś występem lub gawędą o tym i owym jakbyśmy znaleźli czas-
Powiedział siadając tak by móc obserwować schody i swobodnie nasłuchiwać czy coś się tam dzieje złego.
Offline
Kara ruszyła w kierunku schodów, Aurelius już ją wymijał, lecąc biegiem. Krzyknęła : "Ej!" i przyśpieszyła kroku za nim. Następną chętną osobą do wejścia piętro wyżej była Tri. Zmierzała już w tamtym kierunku, kiedy drogę zastąpił jej rosły facet.
-Jaka zaraza? O czym mówiłaś? Znasz się na tym? - zapytał z niepokojem. - Nie chcemy chorować...
Zawtórował mu jego stolik, przy którym przed chwilą siedział. Była tam między innymi dziewczyna o nietypowym spojrzeniu, chowająca się za kuflem. Ogółem towarzystwo wyglądało na nieco zahukane. W tle rudy wymyślał swojemu kumplowi, którego ogarniali dwaj inni cywile.
-Nie, głupcze. - uparł się starzec. - To ewidentnie zatrucie, Ryam był znajomym tego, co bójkę wszczął wczora, a teraz Gajusz się mści.
Machnął swoim kuflem, rozlewając nieco napoju. Karczmarz, oburzony, nabrał powietrza w płuca. Siedzący koło starca mężczyzna zerknął na innego.
-To zdecydowanie trucizna. - oświadczył ten drugi. - Mamy na sali medyka?!
Jego krzyk się poniósł echem. Wówczas krasnolud dwa stoliki dalej leniwym ruchem wskazał na schody.
-Ten tam, co pierwszy pawia puścił, poszedł na Wasze kwatery. Ja tam bym go nie zostawiał...
Karczmarz był zbyt zajęty oskarżeniami, rzucanymi w jego kierunku, także tylko machnął na Luthiena.
-Nie truję moich gości, jak śmiesz... Insynuacje...
Teraz już połowa karczmy zaczynała zwracać uwagę na sytuację bądź się w nią angażować, rzucając oskarżeniami to we właściciela, to w starca i jego trucicielstwo. Wiadomo było, jak się to już skończy, rzecz w tym, że nikt nie chciał zacząć. Bycie przeciwko karczmarzowi mogło się nie opłacać, a starzec zapewne też jakieś swoje wpływy ma. Tu się toczyła lekka gra miejska, podchody, ale wciąż było za mało wiedzy na temat, żeby dobrze zrozumieć zamieszanie.
meanwhile u góry - Aurelius
Koniec schodów odznaczał się drzwiami, które pchnąłeś i okazało się, że trzeba je pociągnąć.
Straciłeś na to czas, ale ostatecznie zatrzasnąłeś je przed nosem dziewki, goniącej za Tobą po schodach.
Wówczas się odwróciłeś i spojrzałeś na korytarz.
Prowadził na wprost i w którymś momencie rozchodził się na prawo i lewo. Widniały w nim drzwi, we w miarę równych odstępach. Część była otwarta, część zamknięta, dwoje właśnie trzasnęło. Wzdłuż korytarza nie było dużo - mała ława, lewitujący wazon z kwiatami, poruszający się w górę...jakieś dwa metry od Ciebie.
Ogółem miałeś wrażenie, że widzisz wystarczająco i nie chcesz widzieć więcej.
laughs in MG's room
Offline
Korzystając z zamieszania wstał od stołu i ruszył ku schodom co jakiś czas dołączając się do tłumu
-Tak!Dokładnie!Skandal!-
Nie obchodziła go ta nader intrygująca dyskusja ale ludzie mniej wtedy na niego podejrzliwie patrzyli i łatwiej było się prześliznąć do schodów.Przy schodach zaś musiał się zatrzymać.Jakiś chłop przejęty sytuacją szuka medyka.Typowe.
-Przepraszam,ja tylko do pokoju chciałem iść-
Przepchnął się trochę i ruszył ku drzwiom by je otworzyć.Może tam przynajmnien nie będzie słychać aż tak tego irytującego zgiełku.Osobiście tęsknił za swoistą ciszą szlaku przerywaną jedynie interesującymi go rozmowami,muzyką,śpiewem,trzaskiem ogniska i osełki do jego cennych noży do rzucania.Ahhh jak bardzo chciał już to mieć za sobą i móc gdzieś wystąpić.Zatopić nóż w drewno tuż obok ucha jakiegoś przypadkowego wieśniaka lub w co innego....Poezja
Ostatnio edytowany przez Luthien (Sun-Sep-2018 23:03:42)
Offline
NOSZ NA BRODĘ LEWIATANA
Zatrzymując ją tłum nie był w planie. Stojący jej drogę tluścioch tym bardziej. Przetarła uszy chcąc pozbyć się z nich odgłosów miastowego sądu nad karczmarzem-trucicielem i zwróciła oczy na salę w poszukiwaniu pomocy. Tam tylko tłum, krzyki, ręce wymachujące kiflami i Eld.
...Eld
To jest to! - w oczach zalśniły jej złośliwe iskierki. Już miała okrzyknąć brata cudownym doktorem, bogiem medycyny i innymi zmyslonymi tytułami by odwrócić od sb uwagę gdy dostrzegła jak na nią patrzy.
"Spróbuj a pożałujesz" - mówiły jego oczy
tsss - zagryzła zęby.
Nie da rady. Za dobrze mnie zna
Zdecydowała się na plan B. Przysunęła się do męskiej przeszkody przed sb by szepnąć mu coś na ucho z miną "specjalisty".
Mając nadzieję że puści ją na górę albo przestanue na nią zwracać uwagę na dość by mogła się tam przemknąć.
(Gądkę wysyłam na priv)
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
-Idę, idę. Wiesz, że chce to sprawdzić. - Odpowiedział Eld, ale zanim zdążył wstać Tri była w drodze do schodów.
Kolejnym problemem stał się tłum ludzi przez który trzeba było się przebić do schodów. Słyszał te wszystkie dyskusje na temat tego czy to już zaraza czy jeszcze trucizna i cały czas pilnował się, żeby nie zacząć się śmiać. To by się mogło skończyć bardzo źle.
Przebijając się przez tłum zauważył jak ktoś nie pozwala jego siostrze przejść dalej, a ta rozgląda się po sali szukając czegoś.
Zrozumiał o co jej chodzi dopiero gdy spojrzała na niego, dostrzegł w jej oczach ten złośliwy błysk.
Nawet o tym nie myśl. - Przemknęło mu przez głowę.
Ku jego zdziwieniu i uldze nic się nie stało. Nie został uznany za medyka, nikt nic od niego nie chciał, nikt nie chciał go zabić.
Spokojnie podszedł do rosłego faceta, który blokował schody.
- My do pokoju. Zejdź z drogi, jeśli łaska. - Rzucił stając za Tri. Mówił spokojnie, bez cienia emocji.
Offline
Luthien
Przepychając się, wpadały Ci do uszu urywki sytuacji. Wyglądało na to, że coraz więcej ludzi brało strony. Jedni się przy tym szczerzyli, przeważnie młodzi, widząc rozpierduchę i radując się wyrazem twarzy starszej części społeczeństwa, która wyglądała, jakby miała zaraz pluć kwasem. Ci z kolei znajdowali się po obu stronach, a ich głosy wskazywały na coraz ciekawszą rozgrywkę.
-...bzdury gadasz, naćpałeś się u siebie tymi ziołami z piwnicy! - ryknął własnie jakiś pozbawiony szyi gruby jegomość, a jego oczy niemal wyskakiwały mu z orbit. Jego rozmówca, a właściwie cel wrzasku, całkiem młody, około trzydziestoletni mężczyzna pozostał niewzruszony. Tłum się zaśmiał, ale Ciebie to nie obchodziło, bo chciałeś się dostać do Aureliusa.
Ominąłeś elfkę szepczącą do wysokiego ziomeczka i podszedłeś do schodów.
tu sprawdź prywatne rzeczy
Kiedy Kara zeszła, nabrała powietrza w płuca i wrzasnęła:
-Szanowni goście!
Wybrała dobry moment. Jeszcze nie było burdy, więc jeszcze jej posłuchali.
-Drzwi - wskazała na drzwi. - rozjebane, my - pokazała na siebie. - naprawiamy, wy - pokazała na wszystkich. - się tam nie wpierdalacie!
-A można z Tobą naprawiać? - mruknął ciemnowłosy młodzieniec, puszczając do niej oczko.
Wówczas kłótnia rozpętała się znowu.
Triorchin
Mężczyzna spojrzał na Ciebie. Koło Ciebie przeszedł drugi nieznajomy, towarzysz tego, co wymiotował.
Przez chwilę miałaś wrażenie, że zagradzający Ci drogę człowiek jest zbyt inteligenty, żeby się na to złapać, ale nie. Głupawy wyraz twarzy się szybko na niej pojawił, a facet ustąpił Ci z drogi.
-To dobrze.
Poklepał Cię po plecach, kiedy przeszłaś dalej. Wówczas po schodach zeszła dziewczyna od karczmarza.
-Szanowni goście! - wrzasnęła. Zerknęłaś na szczyt schodów. Drzwi zamknięte, stoi kumpel Ofiryjczyka, wyraźnie również z Ofiru. Z przyjaznym uśmiechem na twarzy.
Wybrała dobry moment. Jeszcze nie było burdy, więc jeszcze jej posłuchali.
-Drzwi - wskazała na drzwi. - rozjebane, my - pokazała na siebie. - naprawiamy, wy - pokazała na wszystkich. - się tam nie wpierdalacie!
-A można z Tobą naprawiać? - mruknął ciemnowłosy młodzieniec, puszczając do niej oczko. Siedział przy stole faceta, który zagrodził Ci drogę.
Wówczas kłótnia rozpętała się znowu. Karczmarz odwarknął:
-Najpierw oskarżasz mnie, a potem zarywasz do barmanek?
-Ja? W życiu. Oni Cię oskarżają, ja tylko zarywam. - odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się półgębkiem. Goście w karczmie zarechotali, ktoś inny coś wrzasnął, ale Ty zerknęłaś jeszcze raz na chłopaka. Z dziwnym uśmiechem spojrzał porozumiewawczo na swoich znajomych. Było w tym uśmiechu coś niepokojącego.
Ogółem w powietrzu coś wisiało. Zwykle ludzie aż tak szybko nie zaczynają rozpierdalać wszystkiego i się kłócić. Coś zdecydowanie nie grało.
Eldaril
-Nie insynuacje, tylko fakty. - zaskrzeczał staruch. - A ostatnio z tym biednym chłopcem? Znaleziony martwy dwie ulice stąd!
-Zasztyletowali go! - krzyknęła jakaś kobieta, przewracając oczami. - Trafił w złe miejsce!
-A to co, już uciekać nie można? - obruszył się Teral, a drugi mu zawtórował. - Niebezpieczeństwo, spierdalasz! Nie spierdalał, bo był otruty!
-A Terale to tacy znawcy, ha? - warknął ponury mężczyzna przy kontuarze. - W sumie, na spierdalaniu się znacie.
-Ozwał się zbawca świata, wergund! - krzyknęła kobieta ze stołu, najbliżej którego stała Tri. Koło niej siedziała druga, pochylająca się, do połowy zasłonięta kuflami, patrząca na sytuację. Jej towarzysze, pochyleni nad stołem, ewidentnie się dobrze bawili. - Wy to tylko zdobywać i ruchać, byle synchronicznie!
Wtedy zaczęło krzyczeć więcej osób. Przemieszczając się, słyszałeś w sumie najdziwniejsze kawałki.
-...ruchać z dziwką, a nie żoną...
-...kufel w dupę....
-Matka Cię za młodu w kwasie kąpała, że taki pojebany jesteś??
-Ozwał się, co się ruchał z elfami! - odwrzasnął jegomość tuż koło Ciebie.
-...przynajmniej uczciwie pracuję!
Poziom głośności w lokalu stopniowo się zwiększał. Mężczyzna obok Tri się odsunął, a usłyszawszy Twój komentarz, usiadł na swoim miejscu.
-Szanowni goście!
Zerknąłeś na schody. Zeszła po nich dziewczyna od karczmarza... Wybrała dobry moment. Jeszcze nie było aż takiej burdy, więc jeszcze jej posłuchali.
-Drzwi - wskazała na drzwi. - rozjebane, my - pokazała na siebie. - naprawiamy, wy - pokazała na wszystkich. - się tam nie wpierdalacie!
-A można z Tobą naprawiać? - mruknął ciemnowłosy młodzieniec, puszczając do niej oczko. Siedział przy stole faceta, który zagrodził Tri drogę. Mimochodem zerknąłeś na stolik, będąc już bliżej Tri, niż dalej.
Wówczas Karczmarz odwarknął:
-Najpierw oskarżasz mnie, a potem zarywasz do barmanek?
-Ja? W życiu. Oni Cię oskarżają, ja tylko zarywam. - odpowiedział mężczyzna, uśmiechając się półgębkiem. Jego towarzyszka się rozluźniła i obserwowała, natomiast ta druga wciąż była schowana. Zobaczyłeś, że wyraźnie jest na czymś skupiona, a jej usta się ciągle poruszają. Siedziała najdalej, pod ścianą, a reszta pozostała nachylona dookoła stołu, nasłuchując awantury i leniwie popijając.
Goście w karczmie zarechotali, jakiś koleś z tyłu wrzasnął:
-Też by chciał zaruchać, przegryw!
Tri podeszła do schodów.
laughs in MG's room
Offline
Usłyszawszy to co powiedziała kelnerka potanowił to podłapać.Czemu by nie udawać,że poprosiła go by przypilnował aby nikt tam nie wchodził.Na twarzy pozostał mu ujmujący uśmiech i wpatrywał się w schody przed sobą wypatrując jakich kolwiek ewentualnych zagrożeń gotowy natychmiast zaregować.Byleby Aurelius szybko się uwinął.
Offline
(Z braku laku będzie krótko)
Westchnęła w duchu.
jak tudno może być wejść na głupie piętro
W głębi duszy zaczęła się niecierpliwic, a niecierpliwa czarownica to... to się często źle kończy dla zainteresowanych.
Posłała bratu znaczące spojrzenie.
"wchodzimy na górę"
Przesunęła rece za plecy. Nie winny ruch, tylko ona i brat znali jego znaczenie. Po czym pewnie ruszyła w górę schodów gotowa poprstu minąć wszystkie przeszkody na drodze.
(Leite dodatkowe info na priv)
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
Pierwszy stażnik schodów ustąpił bez problemów. Dobrze, był na tyle inteligenty, żeby wrócić na swoje miejsce.
Czyli dalej bez rękoczynów. Mimo wszystko zerknął na stolik tego faceta, a jego uwagę zwróciła dziewczyna, która wyraźnie się na czymś skupiała.
Będzie trzeba pogadać o tym z Tri, ale nie tu, nie teraz. Za duży hałas, za dużo uszu, które mogą usłyszeć rozmowę.
Spojrzał na siostrę i lekko skinął głową na znak, że rozumie. Nie uszedł jego uwadzę również ruch, który zrobiła.
No to zaczynamy zabawę.
Ruszył w górę schodów będąc 1-2 stopnie za siostrą. Widząc kolejnego strażnika podszedł bliżej i powtórzył praktycznie tą samą kwestie co wcześniej.
- Idziemy do pokoi. Zejdź z drogi jeśli łaska. - Powiedział patrząc prosto na Ofirczyka. Jego głos znowu pozbawiony był jakichkolwiek emocji, mówił spokojnie. Jednocześnie był gotowy na ewentualną obronę przed ciosem pięścią, zablokowanie dłoni z nożem czy uniku przy innym ataku.
Offline
-Nie można tam wejść,przykro mi-
Uśmiechnął się życzliwie i przybrał minę mającą wyrażać współczucie,że nie mogą się dostać do swoich pokoi.Chciał uniknąc niepotrzebnej walki.Nie teraz.Nie miało to sensu.Mimo swoich upodobań musiał starać się rozegrać to pokojowo.
Offline
Cicho fuknęła. Cierpliwość naprawdę zaczynała jej się kończynć Głęboki wdech, wydech i wściekłe spojrzenie na ofirczyka później otworzyła usta nie do końca pewna czy chce pogadać czy odrzucić faceta wiązanką godną talsoiskego żeglarza.
- Słuchaj no, koleś - tu zrobiła krok w stronę Ofirczyka stając na tyle blisko by naruszyć przestrzeń osobistą każdej normalnej osoby. Następnie jej otwarta lewa dłoń walnęła w drzwi tuż przy uchu mężczyzny. Prawą trzymaną za plecami delikatnie wysunęła pod swój kaftan.
au, kuźwa, za mocno
Ukrywa grymas bólu pod niezadowoloną maską.
Jestem skonana i zła. Chce iść do pokoju niezależnie czy są w nim drzwi czy nie. Daje ci dwa wyjścia.
Jeden grzecznie nas przepuścisz, dwa mój brat grzecznie cię z tych drzwi wyprosi - kontynuowała zimno mierząc człowieka wzrokiem. Była niższa musiała więc lekko podnosić głowę.
Ostatnio edytowany przez Mysza (Wed-Sep-2018 19:34:50)
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
Wybuchnął śmiechem.Groźby.Nawet nie posłuchają co ma do powiedzenia.I walenie w ścianę.Jakież to prymitywne.A może jest masochistką...Ale teraz nie o tym.Czas na miłą pogawędkę
-Nie udawaj groźniejszej niż jesteś.I popracuj nad celnością.Twarz mam tutaj-
Puścił w jej kierunku oczko.Ahh jak kochał rozmawiać.
-Poza tym patrzcie-
Pchnął drzwi dosyć mocno kilka razy.Bez skutku.
-Widzicie?Nie da się.Mam pilnować aby nikt nie rozpieprzył ich próbując tam wejść zanim cieśla przyjdzie-
Offline
Emocje w kolejności chronologicznej wybuchały Tri pod czaszką mniej więcej tak:
złość, rozbawienie, złość, ciekawość i złość.
Nie przywaliła temu wypudrowanemu lalusiowi chyba tylko dlatego że stał za nią Eld.
Przekrzywiła głowę i krytycznie przesunęła wzrokiem po Ofirczyku góra-dół, dół-góra. Po chwili rozkwitł na jej twarzy uśmiech samozadowolenia
Uwierz gdybym chciała cię uderzyć nie celowałabym tak wysoko. Jestem niska uderzam tam gdzie łatwo dosięgnę - stwierdziła głosem podszytym rozbawieniem rzucając znaczące spojrzenie obszarowi na wysokości krocza mężczyzny.
Potem przestała zwracać na niego uwagę skupiając się na drzwiach. Teraz musiała tam wejść, choćby z czystej przekory.
Po chwili jej oczy błysnęły. Chochlik ma plan, dobry czy nie, plan to plan. Sprawdzić można tylko w jeden sposób. Wprawiając plan w czyn.
Ale najpierw parę pytań.
Odsuń się, cieśla przybył - stwierdziła, wrócił jej dobry humor skoro miała plan to po co się wściekać na bramkarza? Zdjęła worek marynarski z ramienia i przykucnęła na schodach. Kompletnie ignorując możliwość ataku ze strony Wypudrowanego. Od czego ma się przyjaciół za plecami? Po otwarciu z plecaka wydobył się przyjemny zapach ziół.
Drzwi się zatrzasnęły same z sb czy ktoś to zrobił celowo Pudruś? - spytała mężczyznę skupiona na grzebaniu pomiędzy płóciennymi saszetkami.
Ostatnio edytowany przez Mysza (Wed-Sep-2018 21:06:01)
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
-A skąd ja to mam wiedzieć.Kelnerki pytaj.Poza tym,chyba jednak nie jesteś cieślą Pokurczu-
Powiedział nie odstępując pola.Pudruś.Prycjnął rozbawiony.Te stereotypy.Liczył na jakąś oryginalność a tu nic.Tym bardziej,że nie miał na sobie ani krztyny pudru.
-Ale jeśli nie zamierzasz stąd odchodzić chętnie porozmawiam.Historia świata to historia rozmów czyż nie?-
Uśmiechnął się ujmująco i oparł o drzwi nie tracać jednak czujności.Może wyniknie jednak z tego coś ciekawego.A może nie.Cóż.Najwyżej jendak nie uniknie walki.Co za szkoda...pomyślał irionicznie rozbawiony całą sytuacją.Ludzie tak zawsze się wygrażaja a nawet nie wiedzą z kim rozmawiają.Przykre.Jednak głupota postępuje nie tylko u ludzi.
Offline
Westchnęła, ten człowiek serio potrafi zabić zabawę.
Spojrzała na niego od dołu. Stał sb rozwalony w drzwiach.
Świetnie gdyby chodziło o coś innego mógłby sobie stać ale jakoś nie mam ochoty zamiast otworzyć drzwi rozwiązać mu troczków przy ubraniu, jeszcze sb coś poprzekreca w tym chorym umyśle
Nie chce mi się iść na dół, przepytywać jej, skoro jestem tu gdzie mogę przepytywac cb - stwierdziła podgryzając dolną wargę w zamyśleniu. Nieświadomy odruch.
Dobra, czyli zero wiedzy czy to człowiek czy duch... Ale fajnie przygoda!
Uśmiechnęła się do własnych myśli i wróciła wzrokiem do worka. Co jakiś czas rozbrzmiewal z niego delikatny stuk szkła zdającego się ze szkłem.
Co do pokurcza, owszem jestem niska Pudruś ale nie trzeba odrazu dyskryminować mniejszych, to znęcanie wiesz? - stwierdziła uśmiechając się pod nosem
A co do historii i rozmów, to historię świata zbudowano piórem i mieczem ale tylko zwycięzcy mają prawo do swojej wersji - tu znów przeniosła wzrok na górującego nad nią meżczyznę - ale skoro tak lubisz historię to opowiem ci jedną. Dwóch mężczyzn przychodzi w nocy do karczmy, podróżnicy może grajkowie. Jeden jest chory szybko idzie do pokoju po czym nagle magicznie drzwi na piętro się zamykają a jego wspolnik dba by nikt ich nie otworzył. Po czym panowie znikają wraz z co ceniejszymi elemantami dobytku gości karczmy. Ciekawe? Nie? Myślę, że karczmarza i resztę zainteresuje.
Wes'Len
Tri/orchin [Triorczin]
Offline
Brzęk
Spory dzban z gliny rozbił się na głowie Eldarila. Ten na szczęście nie stracił przytomności, ale się zatoczył.
Karczma, którą radośnie do tej pory ignorowaliście, przerodziła się w delikatne pole bitwy. Chaos wtargnął w jakiś sposób tutaj i rozpętał istne piekło. Latały dzbanki, kufle, złoty napój i kurwy, w tym również te słowne.
Ci co mądrzejsi uciekli, reszta została, próbując przeżyć, bijąc się lub rechocząc ze śmiechu.
laughs in MG's room
Offline
-Oh znęcanie się?Doprawdy?Wybacz mi o jaśnie Pani za ten nietakt.Myślałem,że nazywając mnie per Pudruś pomienliśmy konwenanse i grzeczności.Lecz jeśli tak ci zależy na poprawności politycznej to wybacz.Tu jej nie nie znajdziesz.
Uśmiechał się dalej.Jakby obchodziło go to czy się znęca czy nie.Jest pokurczem i tyle.
-Ah słyszałem tą opowieść.Lecz chyba mylisz fakty.A konkretniej pomijasz jeden.Pewna elfka chciała bardzo się dostać za owe drzwi bo myślała właśnie,że owi Ofirczycy to złodzieje.Lecz nie dowiedziała się prawdy o tym co robili za tymi drzwiami.A były to czyny godne i chwalebne.Obcowali ze sztuką,niezrozumiała dla innych.A,że jeden pawia póścil to nie chciał natrętnycj skarlałych elfek
Powiedział nie spuszczając z niej wzroku tak samo nie przestając się uśmiechać.W oczach już od dłuższej chwili tańczyły mu iskierki rozbawienia.
W tem nagle w głowę towarzyszka elfki poleciał dzban.
-Co do kurwy nędzy...-
Patrzyl szczerze zdziwiony po czym spojrzał na resztę karczmy zdziwiony nagłym chaosem.Chętnie by usiadl i sobie popatrzył na tą rozpierduchę ale sytuacja chyba na to nie pozwalała
-Co się tu na Deucesa dzieje?-
Patrzy pytająco na elfkę.
Offline
Dzbanek, który rozbił się na głowie elfa był lekkim zaskoczeniem dla właściela głowy. Najgorszy w tym wszystkim był potworny ból tej części ciała.
Eld odrazu po uderzeniu odwrócił się w stronę głównego pomieszczenia będąc gotowym na uniknięcie kolejnych pocisków lub zabrania Tri z drogi pocisku. Szybko rozejrzał się oceniając jak zaawansowana jest bójka w karczmie i czy trzeba już uciekać za najbliższy stół czy ich pozycja na schodach jest w miarę bezpieczna.
- Co do... - Zaczął cicho patrząc na burdel, który właśnie się rozpętuje przed jego oczami.
Offline